niedziela, 16 grudnia 2007

Electric Wizard "Dopethrone"



Wyobraźcie sobie wielki, czarny i rogaty walec który zawadiacko wymachując rękoma, z upiornym śmiechem na ustach wyjeżdża prosto z piekła i jedzie w waszą stronę. Właśnie takimi klimatami raczą nas Anglicy z Electric Wizard nagrywający dla zasłużonej dla sceny stoner/doom wytwórni Rise Above. Już sama okładka albumu jest przedsmakiem czego można się spodziewać - rozmyty wizerunek satyra ze zdmuchniętą świecą w otoczeniu bliżej niezydentyfikowanych upiorów zwiastuje najgorsze. Ale snujący się dym(którego muzycy musieli się nawdychać w ogromnej ilości) i nawiązujący do stylistyki hipisowskiej logotyp nazwy zespołu sugeruje jeszcze jedno oblicze - psychodela. Snujące się w nieskończoność transowe riffy(których zresztą razem jest pewnie z pięć na ponad godzine muzyki - "Jeruzalem" Sleep nie przebili) zestrojone tak nisko, że przy EW Slipknot gra power metal, tempo pozwalające na wypalenie jointa pomiędzy uderzeniami bębna, solówki rodem z hard rocka i wszystko utaplane w gęstym, brudnym jak komin Hadesu brzmieniu - całość można zamknąć w jednym stwierdzeniu - slow&stoned. Wokalista dokłada, a raczej topi, do tego monolitu dźwiękowego świetnie, narkotyczne wokale - i nie myślcie, że spiewa o miłości i pokoju. "A seed of hate from the day I was born My right to vengeance from me has been torn Hopeless and drugged, my black emotions seethe Loveless and cold, my hate begins to breed". Do tego czarownice, śmierć, okultyzm i inne hipisowskie klimaty. Szkoła dziadków z Black Sabbath(i muzyczna, i tekstowa) w pełnej krasie. Nagrywanie tego albumu było albo orgią satanistyczną, albo acidtripem. A najpewniej połączeniem tych dwóch rozrywek. Jeśli chcecie iść do nieba nie słuchajcie tej płyty!

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

kicha ;p

Anonimowy pisze...

arrrrrrrrr

Wrubl pisze...

Genialna płyta!!!!

Pan Maciej pisze...

to nie jest zgaszona świeca... ;)