poniedziałek, 18 lutego 2008

Byla & Jarboe "Viscera"




Kolejny raz pani Jarboe kolaboruje z nietuzinkowymi artystami(tym razem ambientowo-postrockowy duet gitarowy Byla) i kolejny raz powstaje porcja gęstej do utraty tchu, miażdżącej masy muzyki. Jarboe jak zawsze niebanalnymi, pozbawionymi zbędnych słów wokalizami - czasem subtelnie-niepokojąco-melancholijnymi, czasem przerażającym wrzaskiem - wtapia się w pochłaniającą słuchacza ścianę dźwięku; muzycy generują hałas w pierwszej myśli kojarzący się z instrumentalnym, niesamowicie skondensowanym, instrumentalnym black metalem bez perkusji i basu, gdzie gitary zastępuje elektroturbina. Dużo niezestrojonych ze sobą elektroturbin. Jednak po głębszym wsłuchaniu(nie sposób słuchać tej płyty inaczej niż głęboko) okazuje się, że naszą świadomość atakuje nic innego jak dźwięk gitary - sprzęgniętej i zagęszczonej faktury zmasowanych i w gruncie rzeczy minimalistycznych dźwięków. Jednak pomimo pozornej regresywności od pierwszej do ostatniej minuty nie istnieje nic innego jak szara, pulsująca masa płynąca w poprzek myśli. Jednak jak każde transowe przeżycie ten album również posiada wiele czekających na odnalezienie płaszczyzn i punktów przesilenia. Spod płaszcza hałasu wyzierają ślady niepokojącej, choć dla odmiany wielobarwnej elektroniki, melodie(!) wyśpiewane przez byłą podporę Swans. Zresztą same gitary nie są bezmyślnym wrzaskiem metalu i przetworników - pasaże huku, czy wręcz linie melodyczne mieszające się z klawiszami w ostatnim utworze "19:45" (gdzie zresztą gra gość - gitarzysta eksperymentalnej grupy rockowej Orthrelm) połączone z niskim, brudnym i gładkim niczym mur berliński brzmieniem dają niesamowity efekt. Zresztą ostatni utwór daje nam odczuć siłę tej płyty - leżącą w indywidualnych wizjach muzyków mieszających swe pomysły w jednolitą konsystencje. Jednak nie całe 55:26 minut muzyki to monolit szumu wymieszanego z gruzem - utwory "02:28" i "06:41" to instrumentalne przerywniki - subtelnie i z wdziękiem zagrane na gitarze łączniki mas dźwięku. Odchodzące od ogólnego zamysłu płyty, odświeżające i ożywiające tonącego w zalewie mas dźwięku słuchacza. Jednak ten akt tonięcia daje w swym rozwibrowanym lęku swoistą ulgę - trans bezwoli oczyszcza. Jednak nie jest to oczyszczenie przez atak, jak w zwyczaju ma oddziaływać "klasyczny" noise - brakuje tu niebezpiecznych częstotliwości, dzikiej destrukcji sonicznych i często bezmyślnego, miałkiego hałasu. "Viscera" to dzieło dokładnie przemyślane, zaskakujące niejednoznacznym nastrojem, budzące strach, ale i przelewające w odbiorce świeżość oczyszczenia. Niepokój hałasu godny tylko ciszy.

1 komentarz:

leszczoid pisze...

kapitalny album, świetnie ująłeś to, co w nim zawarte. Jarboe ma prawdziwy talent do ciekawych kolaboracji, każde jej wcielenie to (czarna) perła.
Do zobaczenia na CoCArcie!