czwartek, 20 grudnia 2007

Savage Republic "1938"



Z drżącymi rękoma odpalałem nagrany po 18 latach ciszy nowy album Savage Republic. Zespołu którego dotknął przykry los wielu kapel alternatywnych lat osiemdziesiątych - zapomnienie. Pomimo wpływu na dalszy rozwój muzyki jak wiele osób pamięta o Sun City Girls, 23 Skidoo czy Theoretical Girls? Zespoły te kształtowały scenę rocka experymentalnego i industrialu, a dziś pamiętają o nich tylko pasjonaci. Dlatego wielką niesprawiedliwością jest zapomnienie o kapeli łączącej plemienno-industrialne rytmy, transowe gitary sugerujące dalszą droge rozwoju postrocka i zaskakujący performance na scenie - i to wszystko dwadzieścia lat temu! Ale nie warto płakać nad rozlanym mlekiem - cieszmy się, ze muzycy postanowili przypomnieć o sobie wydając nowy materiał. Dwadzieścia lat temu okreslano się ich granie jako artpunk - połączenie postpunkowej ekspresji, eksperymentów dźwiekowych i nawiązań do rodzącego się industrialu.Z perspektywy roku 2007 można znależć dla nich inną szufladkę gatunkową - postrock. Kreowanie pejzaży muzycznych, swobodne operowanie rozciągniętymi w przestrzeni dźwiękami, odejście od klasycznego układu piosenki czy fantastyczne dawkowanie natężenia emocji za pomocą samych tylko instrumentów zbliża ich do tej enigmatycznego stylu. Choć może trzeba na to spojrzeć inaczej - zaspół położył podwaliny pod ów gatunek i zniknął na kilkanaście lat, by triumfalnie wrócić na należne im miejsce ponownie zaskakując i odkrywając nowe muzyczne światy? Pomimo całego uwielbienia dla panów z Zachodniego Wybrzeża nie udała im się ta sztuka. Plemienne rytmy, transowy bas i "fabryczne" smaczki znamy z "Tragic figures" czy "Jamahiriya". Charakterystyczne nakładające sie faktury gitarowe pełne melancholijnych melodii, eksperesja świetnych riffów połączonych z budującymi impresję ekperymentami brzmieniowymi gitar konstruują niepowtarzalny klimat. Tylko ten klimat zna każdy, kto przesłuchał jedną wcześniejszych nagrań zespołu (ze wskazaniem na "Ceremonial +Trudge". Właściwie jedyne nowe składniki tego kolażu dźwiękowego to nieco drone'owy utwór "Breslau" (nagrany pod wpływem kapeli we Wrocławiu), nieco większa ilość użytej elektroniki i świetna wiolonczela w "Peking". "1938" polecam przede wszystkim tym, którzy nie znali wcześniej dorobku Dzikiej Republiki - świetne brzmienie albumu, energia unikatowej muzyki i nowatorstwo pomysłów w nieco skostniałej "post" scenie odkrywa przed neofitą wiele(bo tą muzykę warto potraktować jako szczególną inicjacje wstąpienia w nowy muzyczny świat). A dla znających wcześniejszą twórczość? Znowu czujemy rytmy Wschodu, niepokojące bębny i ogarniające nas niezbadane przestrzenie dźwiękowe. Właśnie - czy na pewno tak niezbadane?

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

je! nareszcie zespół który kojarze! ale i tak nie licz na jakas opinie z mojej strony